wtorek, 31 lipca 2012

Polędwiczki zapiekane z kurkami, cebulą i serem w towarzystwie makaronu tagliatelle i świeżych warzyw

Danie bardzo proste, szybkie do przygotowania i bardzo smaczne – pod warunkiem, że ktoś lubi grzyby. Zielonooki nie lubi, więc danie zrobiłam dla siebie i jadłam dwa dni (2 obiady + reszta na kolację). Chyba więcej czasu zajmuje mi pisanie przepisu niż samo przygotowanie obiadu :-) Bo to danie robi się naprawdę szybko – pod warunkiem, że kurki zostały wcześniej oczyszczone (moje czekały w lodowce od poprzedniego wieczoru).
Ważne jest, aby wszystkie poszczególne składniki przygotować sobie wcześniej, bo w trakcie gotowania będzie to trudne. Przygotowanie to jakieś 20 minut, a potem to już zapiekanie, w czasie którego można ugotować makaron i przygotować szybką sałatkę ze świeżych warzyw.
W moim wykonaniu było dosyć pikantnie, ale tak lubię, więc chili nie żałowałam :-) 


Składniki na 2 duże porcje:

250 -300 g polędwicy wieprzowej
200 g pokrojonych kurek
2 średnie cebule
100 ml białego wytrawnego wina (można użyć bulionu albo wody)
30 g startego parmezanu albo innego twardego sera
1 łyżka oliwy/oleju (użyłam oleju rzepakowego)
1 łyżeczka masła klarowanego
sól, pieprz, chili
½ łyżeczki cukru
ulubione zioła (u mnie zioła dalmatyńskie i włoskie z młynka Kotanyi)

60 – 80 g makaronu tagliatelle
ulubiona sałatka ze świeżych warzyw


Polędwiczkę opłukać, pokroić w grube plastry i rozbić lekko dłonią (nie tłuczkiem). Cebule obrać, pokroić w pół plasterki. Kurki oczyścić, opłukać, większe pokroić na mniejsze części.
Na patelni (ja użyłam patelni grillowej Delimano) rozgrzać 1 łyżkę oleju, wrzucić cebulę pokrojoną w piórka, dodać odrobinę soli, chili i pieprzu, i lekko podsmażyć. Pod koniec smażenia dodać ½ łyżeczki cukru, który wydobędzie z cebuli słodycz. Cebulę przełożyć do naczynia żaroodpornego, a na patelnię włożyć polędwiczki i obsmażyć na mocnym ogniu z obu stron – powinny być zrumienione. Obsmażone mięso przełożyć na cebulę i dopiero wtedy oprószyć je solą i pieprzem.
Na patelnię wlać wino, aby „odzyskać” wszystkie smaki i oczyścić patelnię (to proces deglasowania po smażeniu mięsa). Dosyć mocno zredukować, powinny zostać 2 – 3 łyżki płynu, który wlać do naczynia z cebulą i polędwiczkami. Na patelni rozpuścić 1 łyżeczkę masła klarowanego, wrzucić kurki i dodać szczyptę soli. Na dosyć intensywnym ogniu podsmażyć grzyby – płyn powinien całkowicie odparować, a kurki tylko nieznacznie się podsmażyć. Pod koniec dodać zioła i szczyptę chili, a następnie przełożyć na polędwiczki. Całość posypać startym serem, można jeszcze dodać odrobinę ulubionych ziół. Przykryć i wstawić do piekarnika nagrzanego do 170 stopni. Zapiekać około 20 minut.
W sporym garnku wstawić wodę na makaron. Gdy woda zacznie wrzeć wsypać ½ – 1 łyżeczkę soli, wrzucić makaron i ugotować go al dente. W międzyczasie przygotować sałatkę.
Polędwiczki podawać z makaronem (można go polać odrobiną sosu, który powstaje w trakcie zapiekania) i kolorową sałatką.
Oczywiście makaron można zamienić na ziemniaki, ryż czy kaszę a świeże warzywa na gotowane, ale mnie w tym zestawieniu smakowało bardzo.
Polecam.




niedziela, 29 lipca 2012

Rozwiązanie konkursu z Delimano

I w końcu nadeszła ta chwila, na którą wielu z Was czeka. Konkurs pokazał, że jest wiele ciast wartych grzechu i wypróbowania. Stworzyła nam się mała książeczka z przepisami na słodkości z letnimi owocami. Przysłaliście wiele wspaniałych przepisów, z których część z pewnością wypróbuję – pomroziłam trochę owoców, więc będzie z czym poszaleć... Galeria oczywiście pozostaje otwarta do Waszej dyspozycji. Niczego nie będę kasować.
Wybór nie był łatwy, oboje z Zielonookim mieliśmy niemały dylemat, ale dzielnie wspierała nas Zuza – owieczka podróżniczka, której pozostawiliśmy podjęcie ostatecznej decyzji :-)
Wszystkim dziękuję za udział, bo ilość słodkich propozycji przeszła moje najśmielsze oczekiwania i chętnie nagrodziłabym znacznie więcej osób. Ba, nagrodziłabym wszystkich, ale niestety tak się nie da...

No dobra, nie przeciągam... oto lista nagrodzonych:

Anna Wasiutyńska i jej ciasto z czereśniami i budyniem



Asia – Słodka Babeczka i jej kruche ciasto z owocowo – migdałowym wypełnieniem



Kasia Hania Selaszuk i jej bavarese z brzoskwiniami



Maria Kustusz i jej kruche ciasto z malinami i delikatną waniliową pianką (pierwsze w kolejce do wypróbowania przeze mnie)



Trilli i jej ciasto z wiśniami i pianką śmietanowo - kawową


Nagrodzone osoby proszę o przesłanie danych i adresów (na terenie Polski), wraz z numerem telefonu, abym mogła wysłać nagrody... gdy je tylko otrzymam (podobno jutro). Na adresy czekam do 30 lipca 2012 r. Proszę, aby dane były wysłane z tego samego adresu e-mail, co przepis, a to dlatego, że zdarzają już się przypadki podszywania pod nagrodzone osoby.
Nagrody będą nieco inne, niż te widoczne na zdjęciu w notce konkursowej, ale mam nadzieję, że nikt nie będzie miał do mnie żalu – niestety nie mam na to żadnego wpływu ... ale zapewniam, że są równie fajne :-)  Zdarzyło się coś takiego po raz pierwszy  i wierzę, że po raz ostatni. 


Sernik na kakaowym spodzie z musem borówkowym

Sernik powstał z bardzo prostej przyczyny – dostałam do wypróbowania nowe herbatniki kakaowe Jutrzenki i chciałam zobaczyć jak się sprawdzą w formie podkładu do ciasta... a że moja rodzinka lubi serniki to wybór wydawał się oczywisty. Początkowo miały być z musem jagodowym albo malinowym, ale że jagód i malin na targu prawie nie było (a te co były nie zachęcały do zakupu) to kupiłam borówki – soczyste i pachnące. Kilka malin pojawiło się już w ogrodzie, więc je wykorzystałam do dekoracji
Zrobiłam to ciasto na zasadzie: wrzuć do michy i wymieszaj... I się udało. Nawet bardzo się udało, choć znalazłam w lodówce tylko 5 jajek i miałam poczucie, że trochę mało.
Nie wzorowałam się na żadnym konkretnym przepisie, ot dałam to, co daję zawsze do serników.
W trakcie pieczenia sernik nieznacznie tylko urósł i delikatnie opadł... i wygląda tak jak wygląda, a smakuje świetnie.
Mus przygotowałam z borówek, dodałam do nich niewiele galaretki, bo zależało mi na tym, aby nie był całkiem ściągnięty, ale żeby stanowił lekki sos. I tak też się stało. 


Składniki na tortownicę o średnicy 25 cm

Spód:
150 g herbatników kakaowych – ja dałam Petit Beurre Jutrzenki
70 g stopionego masła
1 łyżka płynnego miodu

Masa serowa:
1 kg twarogu (użyłam normalnego, nie wiaderkowego)
5 dużych jajek
1 budyń waniliowy z cukrem
1 czubata łyżka mąki pszennej
1 szklanka cukru
100 g stopionego masła albo margaryny
2 łyżeczki pasty waniliowej albo 2 łyżki cukru waniliowego
szczypta soli

*wszystkie składniki w temperaturze pokojowej – nie prosto z lodówki

Mus borówkowy:
300 g borówek (albo jagód/jeżyn/malin - pełna dowolność)
2 łyżeczki cukru
2 czubate łyżeczki galaretki o smaku owoców leśnych – ja użyłam szafirowej z Wodzisławia

Dodatkowo:
tłuszcz do wysmarowania boków blaszki
1 łyżka mąki do oprószenia boków blaszki
borówki i maliny do ozdobienia sernika


Dno tortownicy wyłożyć papierem do pieczenia, a boki posmarować masłem i posypać mąką pszenną.
Herbatniki pokruszyć, dodać stopione masło (margarynę) i miód (ja użyłam robota FP270 Kenwood). Wymieszać na gładką masę, przełożyć do tortownicy, równomiernie rozsypać i delikatnie ubić.
Ser zmielić przynajmniej dwa razy na sicie o drobnych oczkach.
Białka oddzielić od żółtek. Białka krótko ubić ze szczyptą soli – ale nie na sztywną pianę, ale tylko tyle, aby się spieniły. Dodać żółtka i cukier, ubijać do czasu, aż cukier się rozpuści. Dodać budyń wymieszany z mąką, stopione masło (margarynę) i pastę waniliową. Zmiksować do połączenia składników. Do masy dołożyć zmielony twaróg i zmiksować krótko na wysokich obrotach - do uzyskania gładkiej masy.
Masę serową przelać delikatnie na ciasteczkowy spód.
Piekarnik nagrzać do 175 stopni (góra – dół), wstawić sernik i piec 20 minut, następnie zmniejszyć temperaturę do 150 stopni i piec kolejne 60 minut. Wyłączyć piekarnik, uchylić drzwiczki piekarnika i zostawić sernik do przestygnięcia na 30 minut. Wyciągnąć z piekarnika. 
Sernik powinien postać kilka godzin, aż całkiem wystygnie. U mnie stał całą noc.
Gdy sernik jest całkiem wystudzony przygotować mus. Borówki zmiksować (ja użyłam ręcznego blendera Triblade HB724 Kenwood) i przetrzeć je przez sito (chwilę to trwa, ale warto poświęcić ten czas). Do przetartych borówek dodać cukier i podgrzać. Gdy mus będzie gorący dodać 2 łyżeczki galaretki i dobrze wymieszać, aby galaretka się rozpuściła. Gdy mus ostygnie polać nim sernik, a to co zostanie wykorzystać jako sos do polania sernika już na talerzykach. Ozdobić sernik owocami.





A teraz kilka zdań o herbatnikach, których użyłam do przygotowania spodu do sernika. Herbatniki Petit Beurre kakaowe są zalecane przez producenta nie tylko do jedzenia, ale również do domowych wypieków i deserów. Unikalna receptura sprawia, że chrupiące herbatniki nie rozmiękają pod wpływem kremów, ale również nie kruszą się, gdy trzeba je przyciąć do wymiaru formy. Można ich użyć jako spodów do serników i wypieków na kruchym cieście. Są trochę twardsze do klasycznych Petit Beurre, ale równie smaczne.
Ja je zmieliłam, dodałam masło i trochę miodu – spód po upieczeniu był zwarty i nie kruszył się, był delikatnie kakaowy i rzeczywiście nie rozmiękł.
Do przygotowania ciasta na dużej blaszce potrzeba trzech paczek (3 x 100 g) herbatników. Ja do tortownicy zużyłam 150 g herbatników i uważam, że to w zupełności wystarczy, aby stworzyć stabilny spód ciasta.
Trochę obawiałam się, że będzie problem z ich kruszeniem, ale niepotrzebnie – mój robot poradził sobie z nim bardzo szybko, a herbatniki pozwoliły się skruszyć na drobno. Po wymieszaniu z roztopionym masłem i miodem okazały się świetnym spodem ciasteczkowym do mojego sernika.
Będę do nich wracać, bo cena bardzo przystępna, a jakość niezła... Poza tym, że sprawdziły się do pieczenia są również smaczne do chrupania... a zamoczone w gorącym kakao rozpływają się w ustach. 

środa, 25 lipca 2012

Pierogi ziemniaczane z kurkami

Przepis czekał na publikację już jakiś czas. Robiłam te pierogi  po raz pierwszy kilka lat temu i chętnie do nich wracam. Można je zrobić z innym farszem, ale moim zdaniem grzyby są świetnym dodatkiem do ziemniaczanego ciasta. A, że teraz kurek pod dostatkiem to przepis na czasie.
Te pierogi raczej nie nadają się do mrożenia, ale można je odsmażyć i smakują równie dobrze jak te świeżo ugotowane. Ciasto trzeba zagnieść szybko, bo im jest dłużej ugniatane tym bardziej klejące.
No i zdecydowanie ciasto musi być troszkę grubsze niż w przypadku tradycyjnych pierogów, bo inaczej się w trakcie gotowania rozpadną.
Pierogi są bardzo smaczne i sycące, nie da się ich zjeść wiele. Ważne jest, aby zachować chronologię przygotowania. Farsz musi zostać zrobiony zanim zagnieciemy ciasto, bo ono nie może leżeć i czekać (inaczej zrobi się klejące i z naszych pierogów nici).
Przepis jest moją wariacją na temat pierogów.  Kiedyś pierogi z ciasta ziemniaczanego, ale z kapustą i grzybami miałam okazje jeść na służbowej wigilii, więc sam pomysł nie jest od początku do końca mój. Jednak pierogi w ziemniaczanej wersji bardzo mi smakowały i postanowiłam zrobić je po swojemu. I tak właśnie powstał ten przepis.


Składniki na 2 duże porcje czyli na 10 dużych pierogów

Ciasto:
300 - 350 g ziemniaków (waga po obraniu 4 średnich ziemniaków)
3 - 4 pełne łyżki mąki pszennej + mąka do podsypywania
1 małe jajko
½ łyżeczki soli

Farsz:
300 g świeżych kurek (można wykorzystać również kurki mrożone)
1duża cebula
¼ łyżeczki soli
½ łyżeczki pieprzu
½ łyżeczki słodkiej czerwonej papryki
szczypta chili
1 łyżka klarowanego masła

Dodatkowo:
100 g kurek + 1 łyżeczka klarowanego masła, albo cebulka podsmażona do polania pierogów
sól, pieprz


Ziemniaki ugotować w osolonej wodzie i jeszcze ciepłe ubić na gładkie pure, albo przecisnąć przez praskę do ziemniaków (ja wykorzystałam ubijak do pure ręcznego blendera Triblade HB724 firmy Kenwood).
W czasie gdy ziemniaki stygną przygotować farsz do pierogów. Kurki oczyścić, pokroić na małe kawałki. Na patelni rozgrzać ½ łyżki klarowanego masła, wrzucić kurki, lekko posolić i smażyć, aż woda całkowicie odparuje, a grzyby będą lekko zrumienione. Cebulę obrać, pokroić w drobną kostkę i usmażyć osobno na reszcie klarowanego masła - powinna być tylko lekko zrumieniona. Kurki wymieszać z cebulą, doprawić do smaku solą, pieprzem, słodką papryką i chili. Zostawić do wystygnięcia.

Kurki, albo cebulkę do polania pierogów podsmażyć na niewielkiej ilości klarowanego masła, doprawić solą i pieprzem.

Gdy farsz jest gotowy, a ziemniaki zimne dodać do nich mąkę pszenną, jajko i sól i szybko zagnieść gładkie ciasto – nie ugniatać zbyt długo, bo ciasto będzie się robiło lepiące, a im więcej mąki podsypiemy tym pierogi wyjdą nam twardsze. Jeśli jednak ciasto będzie się bardzo lepić to dodać jeszcze trochę mąki, ale nie za dużo. Uformować dosyć gruby wałek i pokroić go na 10 części. Każdą część rozpłaszczyć w dłoniach formując okrągły, ale niezbyt cienki placuszek (podsypać mąką, aby się ciasto nie kleiło), nałożyć czubatą łyżeczkę farszu i delikatnie zlepić – niestety nie da się pięknie uformować brzegów, bo ciasto ziemniaczane jest bardzo miękkie. Ułożyć na stolnicy posypanej mąką, ale nie mogą na niej za długo leżeć. W miarę szybko powinny być ugotowane.
W garnku zagotować wodę, wsypać 1 łyżeczkę soli. Do osolonego wrzątku delikatnie włożyć pierogi, ostrożnie zamieszać drewnianą kopystką, od chwili wypłynięcia na górę gotować na bardzo małym ogniu przez około 3 - 4 minuty. Po ugotowaniu odcedzić, zanurzyć na kilka sekund w misce z bardzo zimną wodą i przełożyć na durszlak, aby odciekły.
Przełożyć na talerze i posypać usmażonymi kurkami albo polać zrumienioną cebulką.


Ps. Jeśli robimy pierogi z większej porcji to po ulepieniu 10 sztuk trzeba je od razu ugotować, inaczej ciasto będzie się lepiło, rozłaziło i farsz może wypłynąć. I dopiero zabrać się za zlepianie kolejnej porcji.
Ugotowane pierogi można wstawić na półmisku do lekko podgrzanego piekarnika (70 – 100 stopni), aby nie wystygły. 


niedziela, 22 lipca 2012

Sernik królewski

Ten sernik piekłam kiedyś dosyć często, potem przez dobrych kilka lat ani razu... w sumie sama nie wiem dlaczego. To jeden z tych serników, które są proste i efektowne, a jednocześnie bardzo smaczne. Upiekłam ten sernik jakiś czas temu, ale zapomniałam do ciemnego ciasta dodać cukru i zorientowałam się w momencie, gdy ciasto było już zamrożone. Próbowałam jakoś je ratować, posypałam cukrem już starte ciasto, rodzinka zjadła, ale ja nie byłam zadowolona z efektu (piekłam na dużej blaszce) i postanowiłam, że w najbliższym czasie powtórzę ten sernik, bo jest naprawdę bardzo smaczny. 
Nie mam pojęcia skąd pochodzi przepis, mam go w moim zeszycie od dobrych 20 lat, więc pewnie znalazł się tam za przyczyną którejś z koleżanek mojej Mamy. Podobnych przepisów krąży po sieci wiele, ale źródła się nie doszukałam.
Do tego sernika wykorzystuję zawsze normalny twaróg, co sprawia, że sernik jest dosyć gęsty i ciężki a wierzchnia warstwa ciasta się nie zapada. Nie przepadam za kremowymi sernikami, wolę takie bardziej konkretne. Ten wychodzi idealnie.
Przepis, który mam jest na dużą blachę (38 - 40 x 23 - 25 cm), ale ja trochę zmieniłam proporcję i wykorzystałam tylko połowę ciemnego ciasta i całą masę serową. I upiekłam go w tortownicy o średnicy 25 cm. Sernik wyszedł wyższy, ale przepis podaję na dużą blachę.  




Składniki na dużą blaszkę (38 – 40 x 23 – 25 cm)

Ciasto:
3 szklanki* mąki
250 g masła
2 pełne łyżeczki proszku do pieczenia
4 żółtka
2 łyżki gęstej śmietany (ja dałam 12 %)
1,5 szklanki cukru pudru
2 łyżeczki cukru waniliowego (dałam cukier z wanilią Kotanyi)
3 łyżki dobrego, ciemnego kakao

Masa serowa:
1 kg twarogu
150 g masła
5 jajek
1,5 szklanki cukru ( dałam 1 szklankę)
2 łyżki cukru waniliowego (dałam pastę waniliową)
1 budyń śmietankowy/waniliowy z cukrem (sucha masa, nie gotowany)
1 łyżka mąki pszennej

Dodatkowo
odrobina tłuszczu (masła/margaryny) do wysmarowania boków tortownicy
2 łyżki drobnej bułki tartej

*używam szklanki o pojemności 250 ml

Ciasto:
Mąkę przesiać, dodać zimne masło i posiekać nożem albo przyrządem do kruchego ciasta. Dodać pozostałe składniki i zagnieść gładkie, jednolite ciasto. Podzielić na części, zrobić wałeczki (będzie się potem wygodniej tarło), zawinąć w folię i włożyć do zamrażarki na kilka godzin (powinno być całkiem zamrożone (najlepiej zrobić je dużo wcześniej).  


Masa serowa:
Ser zmielić 2 razy na sicie o drobnych oczkach albo przecisnąć przez praskę (ja wykorzystałam ubijak do pure). Białka oddzielić od żółtek, masło rozpuścić.  
Białka lekko ubić mikserem – do lekkiego spienienia, ale nie na sztywną pianę. Dodać żółtka, cukier, cukier waniliowy i ubijać przez chwilę – do rozpuszczenia się cukru. Dodać budyń wymieszany z mąką pszenną i stopiony, ostudzony tłuszcz. Krótko zmiksować, tylko do połączenia składników. Dodać połowę twarogu, krótko zmiksować i dopiero dodać drugą część sera. Zmiksować na wysokich obrotach tylko do chwili, aż masa będzie jednolita.


Zamrożone ciasto zetrzeć na tarce – ja wykorzystałam tarczę do ścierania robota wielofunkcyjnego FP270 firmy Kenwood. Dno blachy wyłożyć papierem do pieczenia, a boki posmarować tłuszczem i obsypać drobno mieloną bułką tartą.
Połowę startego ciasta wyłożyć na spód blaszki, wyłożyć masę serową i delikatnie posypać drugą częścią startego ciasta.
Piekarnik nagrzać do 180 stopni (u mnie góra – dół), wstawić sernik i piec 20 minut, następnie zmniejszyć temperaturę do 150 stopni i piec jeszcze 60 minut. Nie sprawdzać patyczkiem, bo gorący sernik zawsze będzie go oblepiał.
Ciasto studzić w lekko uchylonym piekarniku (ja musiałam go wyciągnąć, bo chleb już mi wychodził z foremki i potrzebny mi był piekarnik, ale nic się sernikowi nie stało)
Można posypać cukrem pudrem, ale nie jest to konieczne.




czwartek, 19 lipca 2012

Koktajl porzeczkowy z grenadyną

Uwielbiam koktajle, a odkąd zaczęłam używać do słodzenia czerwonych koktajli grenadyny lubię je jeszcze bardziej. Dziś kolejna propozycja prostego, lekko kwaskowatego od porzeczek i złamanego słodyczą grenadyny koktajlu. Żadnej filozofii w przygotowaniu nie ma... proste składniki i chwila miksowania, a jaka przyjemność degustowania – szczególnie, gdy za oknem znowu szaro, buro i ponuro i pół dnia leje deszcz...
Podzieliłam się z sąsiadką, bo jakoś dużo mi tego koktajlu wyszło. A w przygotowaniu pomógł mi mój robot FP 270 firmy Kenwood.


Składniki na 4 szklaneczki:

2 szklanki czerwonych porzeczek
500 ml kefiru (użyłam takiego odtłuszczonego)
4 – 5 łyżek grenadyny (można dać więcej jeśli ktoś lubi słodkie) albo cukier do smaku

Wszystkie składniki wrzucić do blendera i dobrze zmiksować. Przelać do szklaneczek i od razu podawać :-)



środa, 18 lipca 2012

Szybka sałatka z kurczakiem

Dostałam ostatnio do testowania nowe mieszanki przypraw Kotanyi do kuchni meksykańskiej, które niebawem pojawią się w sklepach. Mało znam tę kuchnię, ale kto powiedział, że nie można poznać lepiej? Na pierwszy rzut poszła mieszanka Taco. Nawet muszle kukurydziane kupiłam do nadziania, ale skończyło się na tym, że powstała pyszna sałatka, a muszle czekają na kolejne podejście, które pewnie będzie w weekend.
I choć osobiście wolę sama mieszać przyprawy, bo nie lubię dodatku czosnku to muszę przyznać, ze ta mieszanka jest niezła... obecność czosnku trochę mi przeszkadzała, ale cała reszta jest dobrze skomponowana. Mieszanka nie zawiera glutaminianu sodu i konserwantów, a w jej skład wchodzą: sól jodowana, czosnek, mąka pszenna, pomidory w proszku, chili mielone, brązowy cukier, cebula, papryka, kmin rzymski, oregano, granulat pomidorowy, chili granulowane, papryka granulowana, granulowane włókno grochu, pieprz, pieprz cayenne. W sumie trochę obawiałam się, że danie wyjdzie mi za słone, bo soli używam niewiele, ale na szczęście tak nie było. Nie rozumiem tylko dlaczego do mieszanki przypraw dodawana jest mąka pszenna, bo wg mnie jest zupełnie zbyteczna. Ale sama mieszanka jest fajnie skomponowana.
Gotowe mieszanki to niewątpliwie alternatywa dla osób, które nie bardzo potrafią mieszać przyprawy, a które chcą szybko przygotować coś dobrego. Dla mnie, doświadczonej kuchary pojedyncze zioła i przyprawy są ciekawszym rozwiązaniem.


Składniki na 2 porcje:

200 - 250 g filetów z kurczaka
2 płaskie łyżeczki przyprawy Taco*
1 łyżeczka oleju (użyłam z pestek winogron)
½ szklanki gorącej wody

4 garście sałaty – u mnie strzępiasta, ale można skorzystać z mieszanek
½ pomidora
8 plasterków świeżego ogórka
½ małej czerwonej papryki
¼ czerwonej cebuli

Sos: (jak ktoś lubi więcej sosu można podwoić ilość składników)
2 łyżki oliwy
½ łyżki octu winnego
½ łyżeczki płynnego miodu (użyłam lipowego)
½ łyżeczki musztardy dijon
szczypta soli
kolorowy pieprz
opcjonalnie ulubione zioła


Wszystkie składniki sosu wlać do małego słoiczka (ja wykorzystuję słoiczek po koncentracie pomidorowym), zakręcić i kilka razy wstrząsnąć, aby składniki się połączyły.

Filety z kurczaka pokroić w paski, na patelni rozgrzać olej, wrzucić pokrojonego kurczaka i obsmażyć na mocnym ogniu. Przyprawę Taco rozpuścić w gorącej wodzie, wlać do kurczaka i smażyć do momentu, aż cała woda odparuje, a przyprawy ładnie oblepią kawałki kurczaka.
Na talerze rozłożyć sałatę. Na niej ułożyć półplasterki ogórka, paprykę pokrojoną w paseczki, pomidora pokrojonego na kawałki i cebulę pokrojoną w piórka.
Na warzywach ułożyć usmażonego kurczaka i polać przygotowanym sosem.


*można użyć dowolnych przypraw, na które akurat mamy ochotę


Na rynku pojawiły się nowe mieszanki do kuchni meksykańskiej: Taco, Burrito i Fajita, a także chili peperoncini i chili jalapeno - te dwie ostatnie cieszą mnie najbardziej, bo lubimy kuchnię na ostro, Zielonooki nawet na bardzo ostro.


wtorek, 17 lipca 2012

Z serii "coś na zimę": Fasolka szparagowa w słoikach

Takiej fasolki nie może zabraknąć w mojej piwniczce... Żadna mrożona nigdy nie dorówna smakiem tej, robionej od lat przez moich rodziców. Oczywiście przepis dostałam i nawet zdarzyło mi się ją robić... ale mam to szczęście, że Tata będąc na emeryturze ma dużo czasu i zaprawia mi fasolkę od ładnych kilku lat (ja tylko dostarczam słoiki). Zimą wystarczy otworzyć słoik, zawartość przełożyć do garna, podgrzać i mamy fasolkę taką smaczną jak latem... można ją też po prostu odcedzić, wrzucić na patelnię i podsmażyć.  
Obiecałam, że przepis się pojawi w sezonie i oto jest. Nie obawiajcie się długiego czasu gotowania. W słoikach ten proces przebiega nieco inaczej. Fasolka jest miękka, ale nie rozciapana...
Ja już nigdy innej robić nie będę, bo ta jest dla mnie idealna.
 


Składniki na 12 słoików o pojemności 0,9 l

6 - 7 kg fasoli szparagowej (ja preferuję żółtą, ale zielona też się nadaje)
12 pełnych łyżeczek cukru
12 pełnych łyżeczek soli
zimna woda

Fasolę obrać, opłukać, włożyć do garnka, zalać zimną wodą i zagotować. Od momentu wrzenia gotować przez 5 minut – fasolka powinna być elastyczna, ale jeszcze twarda. Ostudzić na tyle, aby można ją wziąć w dłonie. Ułożyć ciasno w wyparzonych wcześniej słoikach.
Do każdego słoika wypełnionego fasolką wsypać 1 łyżeczkę cukru i 1 łyżeczkę soli. Zalać zimną wodą i zakręcić. Do dużego garnka wyłożonego ściereczką wstawić słoiki, wlać wodę do 2/3 wysokości słoika, przykryć pokrywą. Od momentu zagotowania gotować pod przykryciem 60 minut na bardzo małym ogniu (woda ma tylko lekko wrzeć). Od razu wyciągnąć z garnka, odstawić na co najmniej 24 godziny. Ponownie wstawić do garnka, wlać wodę do 2/3 wysokości i zagotować po raz drugi – od zagotowania przez 60 minut (drugie gotowanie można skrócić do 40 minut). Po tym czasie od razu wyciągnąć z garnka, aby w miarę szybko wystygły. Gdy słoiki zupełnie ostygną można je wynieść do spiżarni albo piwnicy.
Tak przygotowana fasolka może stać spokojnie 12 miesięcy i nic jej się nie powinno stać. Ważne, aby sprawdzić, czy słoiki nie są wyszczerbione a pokrywki wygięte – inaczej może pojawić się pleśń.

Proces wielokrotnej pasteryzacji nazywa się tyndalizacja i polega na dwu albo trzykrotnej pasteryzacji, w odstępach 24 godzinnych. 
Dzięki pierwszej pasteryzacji giną formy wegetatywne i drobnoustroje, jednak nie giną formy przetrwalne, dlatego potrzebna jest druga pasteryzacja. Po 24 godzinach,  pod wpływem impulsu termicznego z przetrwalników rozwijają się kolejne formy wegetatywne, które niszczy dopiero druga pasteryzacja.  Ewentualna trzecia pasteryzacja, po kolejnych 24 godzinach, działa podobnie jak druga, zabijając ewentualne opóźnione bakterie.  
Stosując trzykrotną pasteryzację w przypadku fasolki należy skrócić czas poszczególnych  etapów pasteryzacji. Pierwsza 50 minut. druga 40 minut i trzecia 20 minut.
Tyndalizacji nie wymagają przetwory z owoców oraz z kwaśnych i zakwaszanych warzyw. Natomiast w taki sposób należy konserwować mięsa, grzyby, fasolę, groszek, marchewkę, kalafiora, cukinię itp.  
Kilka dekad pokazało, że podwójna pasteryzacja wystarcza i fasolka doskonale się przechowuje przez 12 miesięcy od zaprawienia, a nawet dłużej. 

Niektórzy piszą, że fasolka się nie udała, że woda zmętniała. Otóż jeśli fasolka jest ze sprawdzonego źródła i wszystko zrobione zostanie zgodnie z przepisem nie ma możliwości, aby się nie udała (lata praktyki).
Ale po konsultacji z radą starszych, czyli moim rodzicami podaję jakie mogą być przyczyny:
- wyszczerbione słoiki albo wygięte, niedopasowane wieczka
- źle umyte słoiki (proponuję po dokładnym umyciu i wypłukaniu wyparzyć słoiki i wieczka w piekarniku - 25 minut na 100 stopni)
-brudne ręce (no cóż, to też się zdarza)
- fasolka mocno nawożona albo opryskana zbyt intensywnie po pojawieniu się strąków
- zbyt szybkie ponowne zagotowanie słoików(druga pasteryzacja), co spowodowało, że formy przetrwalne nie zdążyły się jeszcze rozwinąć- muszą (!!!) minąć co najmniej 24 godziny gdy jest w domu ciepło i nawet 30 godzin, gdy w domu jest chłodniej. 


 A tak wygląda fasolka ze słoika na talerzu (ubiegłoroczna) 


Tort czekoladowy

To kolejny tort czekoladowy, który przygotowałam. Moja rodzina bardzo je lubi (ja niekoniecznie) i przeważnie życzą sobie właśnie takie czekoladowe... ale wczoraj stał się cud i dostałam przyzwolenie, aby następnym razem zaszaleć i zrobić coś zupełnie odmiennego. Nie omieszkam wykorzystać okazji, bo jeszcze się rozmyślą. Mój chrześniak stwierdził, że on zje każdy tort, ma to chyba po babci, bo moja Mama od zawsze jest wielką miłośniczką tortów i ciast z kremem.
Ten tort jest bardzo kaloryczny, ale to już taki urok czekoladowych tortów. Raz na jakiś czas można zaszaleć.


Składniki:

Biszkopt:
6 jajek (ja używam dużych)
1 szklanka* cukru
½ szklanki mąki ziemniaczanej
½ szklanki mąki pszennej
2 czubate łyżki ciemnego, dobrego kakao
1 czubata łyżeczka proszku do pieczenia
2 małe łyżeczki octu (zwykłego, spirytusowego)
50 g gorzkiej czekolady
szczypta soli

Krem:
500 g serka mascarpone
500 ml śmietanki kremówki min 30%
200 g czekolady (dałam mleczną)
2 czubate łyżki cukru pudru
3 opakowania śmietan – fixu

Poncz:
½ szklanki ciepłej wody
1 łyżka cukru
1 łyżka soku z cytryny
2 łyżki koniaku (albo innego mocnego alkoholu)

Dodatkowo:
½ słoika dżemu (dałam agrestowy)
owoce do przybrania tortu – wykorzystałam porzeczki prosto z ogródka

*używam szklanki o pojemności 250 ml


Przygotowanie tortu należy zacząć jak zawsze od przygotowania biszkoptu (najlepiej dzień czy dwa wcześniej).
Spód tortownicy o średnicy 25 cm wyłożyć papierem do pieczenia, boków nie smarować.
Oba rodzaje mąki i kakao przesiać przez sito i wymieszać. Czekoladę deserową posiekać na bardzo drobne kawałki.
Białka oddzielić od żółtek (białka do dużej miski, żółtka do mniejszej). Do białek dodać szczyptę soli i ubić na sztywną pianę dodając partiami cukier (nie wszystko na raz). Gdy piana będzie ubita to do miseczki z żółtkami wsypać proszek do pieczenia i wlać 2 łyżeczki octu. Szybko wymieszać – żółtka robią się prawie białe i będą „pączkować” (zwiększy się ich objętość, więc miseczka nie może być za mała). Od razu przełożyć żółtka do białek i ubijać mikserem około 2 minuty – aż masa będzie jednolita i gęsta. Wsypać mąkę (na 2 razy) i połączyć z masą jajeczną (na niskich obrotach miksera – ja to robię na 2 stopniu). Na samym końcu dodać posiekaną czekoladę i wymieszać łopatką.
Ciasto przelać do tortownicy, wstawić do lekko nagrzanego piekarnika. Piec około 40 - 50 minut w 160 stopniach (u mnie termoobieg z dolną grzałką) do tzw suchego patyczka. Po upieczeniu wyciągnąć z piekarnika, odpiąć obręcz tortownicy, odstawić na 10 minut, a następnie przełożyć do góry nogami na deskę – wtedy biszkopt będzie równy.
Ostudzony biszkopt przeciąć na 3 krążki. Można to zrobić metodą nitkową, którą ja z powodzeniem wykorzystuję. Biszkopt delikatnie naciąć dookoła na wysokości 1/3 i 2/3 – tak aby po przecięciu nitką powstały 3 równe krążki. W nacięcie włożyć nitkę, gdy dwa końce nitki się spotkają skrzyżować je i delikatnie przeciągnąć przez biszkopt – nitka zadziała jak najlepszy nóż. Z drugim nacięciem postąpić dokładnie tak samo.
Gdy biszkopt będzie przecięty przygotować poncz do nasączenia ciasta. Cukier rozpuścić w ½ szklanki ciepłej wody, dodać sok z cytryny, a gdy ostygnie wlać alkohol.
Gdy poncz stygnie można przygotować krem. Do małego garnuszka wrzucić połamaną czekoladę, wlać 4 łyżki śmietany kremówki i rozpuścić czekoladę – można to zrobić w kąpieli wodnej, albo na gazie, ale trzeba uważać, aby czekolada się nie przypaliła i aby nie miała zbyt wysokiej temperatury – wystarczy tylko trochę podgrzać, a potem reszta czekolady się rozpuści w ciepłej śmietanie.  
Śmietanę ubić na sztywno, pod koniec ubijania dodać cukier puder wymieszany ze śmiatan – fixem. 1/3 masy śmietanowej odłożyć i wstawić do lodówki (będzie do dekoracji tortu).
Serek mascarpone przełożyć do miski. Dodać roztopioną, ale schłodzoną czekoladę i dobrze wymieszać (ja to robię za pomocą rózgi). Dodać śmietanę (najlepiej w 2 – 3 porcjach) i delikatnie wmieszać do masy serowo – czekoladowej.
Gdy krem jest gotowy można zabrać się za składanie tortu. Krem podzielić na 3 części – jedna musi być trochę większa. Pierwszy krążek nasączyć ponczem i posmarować dosyć grubo dżemem. Na dżem wyłożyć część kremu i rozsmarować. Przykryć drugim krążkiem, delikatnie docisnąć, nasączyć ponczem i posmarować kremem. Przykryć trzecim krążkiem, który również nasączyć. Górę i boki posmarować kremem. Udekorować odłożoną śmietaną i owocami.
Wstawić do lodówki na kilka godzin.




poniedziałek, 16 lipca 2012

Kremowa zupa ze świeżych pomidorów

Bardzo lubię takie zupy – kremowe i z dużą ilością warzyw. A pomidorówka to jedna z moich ulubionych zup (zaraz po ogórkowej), a gdy jest ze świeżych pomidorów to już poezja. Obecnie pomidory mają taką cenę, że można pozwolić sobie na takie szaleństwo.
Moja dzisiejsza propozycja to nie taka całkiem pomidorówka... bo są w niej zmiksowane wszystkie składniki, łącznie z mięsem. Taką wersję zrobiłam po raz pierwszy, ale z pewnością nie po raz ostatni, bo wyszła pysznie. Wcześniej po prostu wykorzystywałam bulion ugotowany dzień wcześniej albo wyciągnięty z zamrażarki i nie miksowałam mięsa.  
Zupa ze świeżych pomidorów nigdy nie będzie tak intensywnie czerwona jak z dodatkiem koncentratu, tomatery czy pomidorów z puszki, ale dla smaku nie ma to absolutnie znaczenia. Moja jest bardziej pomarańczowa niż czerwona, ale to pewnie za sprawą marchewki, której nie żałowałam. Nie dodaję też do zupy ze świeżych pomidorów ani ziela angielskiego, ani liścia laurowego, za to gałązka bazylii zawsze jest mile widziana.


Składniki na 4 porcje:

1 filet z piersi kurczaka – około 200 g
4 średnie marchewki
1 pietruszka
1 mały seler
1 mały por
1 liść białej albo włoskiej kapusty
natka pietruszki i selera (opcjonalnie gałązka lubczyku – ja nie dodaję)
gałązka świeżej bazylii
1 kg mięsistych pomidorów
5 ziaren czarnego pieprzu
sól
kolorowy pieprz (ja użyłam młynka Kotanyi)
1 łyżeczka cukru


Filet z kurczak opłukać, włożyć do garnka, wlać około 1,5 litra zimnej wody. Doprowadzić do wrzenia i ściągnąć szumowinę.
Warzywa obrać, opłukać, dołożyć do garna. Natkę pietruszki, selera, gałązkę bazylii związać białą nitką i również dodać do garnka. Wsypać 1 łyżeczkę soli, dodać pieprz w ziarnach. Gotować na bardzo wolnym ogniu około godziny, aż warzywa i mięso będę miękkie.
Pomidory umyć, sparzyć wrzątkiem, obrać ze skórki, usunąć pestki i pokroić na mniejsze kawałki. Pokrojone pomidory dodać do garnka i gotować wszystko razem 20 minut. Ostudzić, przecedzić do drugiego garnka, ziarna pieprzu i zielsko wyrzucić. Warzywa i mięso przełożyć do blendera (ja użyłam blendera robota wielofunkcyjnego FP 270 marki Kenwood), dodać trochę bulionu od gotowania i wszystko zmiksować. Przelać ponownie do garnka, wymieszać z pozostałym bulionem. Zagotować, dodać 1 łyżeczkę cukru, doprawić do smaku świeżo mielonym kolorowym pieprzem i solą jeśli trzeba.  
Podawać z grzankami, drobnym makaronem albo bez żadnych dodatków np. z posiekaną świeżą bazylią albo natką pietruszki - pełna dowolność. Zupa jest dosyć gęsta, ale idealnie nadaje się również do picia z kubka.


niedziela, 15 lipca 2012

Pierogi z jagodami

Rzadko robię pierogi z owocami, bo choć ja od czasu do czasu mam na nie ochotę, to Zielonooki twierdzi, że nadają się na deser, a nie na obiad :-) Ale czasem lepię... szczególnie, gdy do dyspozycji mam świeże jagody, choć i z mrożonymi wychodzą równie smaczne.  
Wypróbowałam już wiele przepisów na ciasto pierogowe i zawsze wracałam do mojego zaparzanego... tym razem skusiłam się na ciasto z przepisu Domi (ale i identyczny przepis znalazłam w moim segregatorze w wycinkami przepisów z gazet). I cóż mogę powiedzieć? Z ciastem bardzo fajnie się pracuje, jest elastyczne, dobrze się wałkuje i dobrze lepi, ale... no właśnie, jest jedno maleńkie „ale”. Ciasto wychodzi nieco twardsze niż to moje ciasto pierogowe zaparzane i przez to pierogi nie rozpływają się w ustach. Myślę, że fajnie by się nadawało do pierogów z mięsem, jest takie konkretniejsze – o ile można tak powiedzieć o cieście na pierogi.  
Ciasto na pierogi z owocami powinno być nieco grubsze, ale ja preferuję jak najcieńsze, przez to owoce mi prześwitują przez ciasto, a ponoć nie powinny. No, ale kto by się tym przejmował, wszak nie idą na wystawę ani żaden konkurs. Są pyszne i to najważniejsze.



Składniki na około 30 - 35 sztuk

Ciasto:
300g mąki pszennej poznańskiej
1 żółtko
50g miękkiego masła
około 125 -140 ml gorącej wody
½ łyżeczki soli

Farsz:
400 g jagód
3 łyżki cukru
2 łyżki mąki ziemniaczanej

Dodatkowo:
jogurt naturalny albo śmietana (preferuję jogurt)
cukier waniliowy albo miód do smaku


Mąkę przesiać, dodać do niej żółtka, masło, sól i wlać gorącą wodę. Wyrobić gładkie, elastyczne ciasto. Owinąć je w folię aluminiową albo lnianą ściereczkę i odłożyć na 15 minut, aby odpoczęło.

Jagody wymieszać bardzo delikatnie z cukrem i mąką ziemniaczaną.

Ciasto podzielić na dwie części, każdą (jedna po drugiej) rozwałkować na cienki placek. Wycinać kółka – ja posłużyłam się pierogownicą,. Każdy placuszek lekko rozciągnąć, nakładać po łyżeczce jagód i zlepiać pierogi (wielkość dowolna).
W dużym garnku zagotować wodę z  ½ łyżeczki soli i ½ łyżeczki cukru wkładać pierogi i gotować około 2 minuty od chwili wypłynięcia na górę. Wyciągać łyżką cedzakową od razu na talerze (albo najpierw na kilka sekund do miski z bardzo zimną wodą i dopiero na talerze – wtedy pierogi się nie zlepiają, a pozostają gorące), podawać z jogurtem wymieszanym z cukrem waniliowym albo z sosem z jagód.


I nowe zdjęcie pierogów (marzec 2013) w wersji z sosem jagodowym:



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...