poniedziałek, 24 grudnia 2012

Boże Narodzenie


"Zawsze ilekroć się uśmiechasz do swojego brata i wyciągasz do niego rękę,
Zawsze ilekroć milkniesz, by innych wysłuchać,
Zawsze kiedy rezygnujesz z zasad, które jak żelazna obręcz uciskają ludzi w ich samotności,
Zawsze kiedy dajesz odrobinę nadziei załamanym,
Zawsze kiedy rozpoznajesz w pokorze, jak bardzo znikome są twoje możliwości i jak wielka jest twoja słabość,
Zawsze ilekroć pozwolisz, by Bóg pokochał innych przez Ciebie
- ZAWSZE WTEDY JEST BOŻE NARODZENIE"
/Matka Teresa z Kalkuty/

Życzę Wam wszystkim, aby ten piękny czas Bożego Narodzenia, 
który przed nami był czasem rzeczywistego pokoju, miłości i radości dla Was i Waszych Bliskich,
czasem, który rozciągnie się także poza te świąteczne dni.
Aby wzmagał w Was dobro, ufność i wiarę,
dodawał sił i otuchy w zmaganiach z codziennością,
aby owocował dobrym zdrowiem, powodzeniem i błogosławieństwem we wszystkich Waszych przedsięwzięciach -
zarówno zawodowych, jak i prywatnych,
oraz aby Nowy Rok, który tuż tuż okazał się tym, 
w którym spełnią się Wasze dotychczasowe marzenia 
a wykrystalizują nowe plany i pomysły na przyszłość.

niedziela, 16 grudnia 2012

Bigos a'la Margarytka

Ile domów tyle bigosów. Każdy ma na niego jakiś swój sposób. Ja bigos gotuję podobnie jak moja babcia, z tym, że babcia nie dodawała do bigosu kiełbasy, a jedynie różne mięsa. A my lubimy z kiełbasą, więc jest trochę mięsa i trochę kiełbasy. A właściwie tego mięsa jest całkiem sporo, podobnie jak i grzybków.
Mój bigos jest raczej z gatunku tych chudych, bo jedyny tłuszcz jaki się w nim pojawia pochodzi z wędliny. Używam chudego mięsa – wołowiny i szynki wieprzowej. Dodaję do niego odrobinę czerwonego wina i powideł śliwkowych. A czasem również sparzonego, obranego pomidora. Mięso do bigosu wcześniej marynuję, a potem albo smażę na patelni grillowej, albo piekę na blasze w piekarniku (szczególnie wtedy, gdy robię duży gar bigosu).
Niektórzy gotują bigos tylko z kiszonej kapusty, ja gotuję z mieszanej. I taki smakuje nam najbardziej.
Do gotowania bigosu potrzebne są dwa garnki – jeden mniejszy, drugi duży, w którym połączymy obie kapusty. Mnie po raz kolejny przydał się duży garnek ceramiczny Delimano (a obawiałam się, że będzie rzadko używany), w którym bigos gotował się bez przypalania. 
Gdy już zabieram się za gotowanie bigosu to od razu robię go trochę więcej, wkładam do słoików, pasteryzuję i odstawiam do lodówki. Można też bigos zamrozić, ale powiem szczerze, że wolę taki ze słoika niż mrożony. 


Składniki na duży garnek:
1,5 kg kapusty kiszonej (nie kwaszonej)
1,5 kg kapusty białej(średnia główka)
2 - 3 duże cebule
20 g suszonych borowików (albo podgrzybków)
400 g wołowiny
400 g wieprzowiny (u mnie szynka)
200 g kiełbasy podwawelskiej
200 g kiełbasy myśliwskiej
100 g wędzonki krotoszyńskiej
3 kopiaste łyżki dobrych powideł śliwkowych (dałam domowej roboty) albo 10 suszonych śliwek
150 ml czerwonego wytrawnego wina
4 liście laurowe
6 ziaren ziela angielskiego
14 ziaren czarnego pieprzu
4 ziarna jałowca
pieprz świeżo mielony + ewentualnie sól, jeśli kapusta kiszona jest mało słona
½ łyżeczki ostrej papryki
opcjonalnie: rozmaryn, kminek (ja obecnie nie dodaję)
opcjonalnie: 2 sparzone świeże pomidory(ja rzadko kiedy dodaję)

Do zamarynowania mięsa:
1 łyżeczka soli (można dać więcej jeśli ktoś lubi bardziej słone potrawy)
1 łyżeczka pieprzu
1,5 łyżeczki czerwonej słodkiej papryki
½ łyżeczki chili 


Mięso pokroić w grubą kostkę, wsypać przyprawy, dobrze wymieszać i wstawić do lodówki na całą noc.
Kapustę białą poszatkować, wrzucić do dużego garnka i wsypać 1 płaską łyżeczkę soli. Kapustę kiszoną włożyć do mniejszego garnka (jeśli jest bardzo kwaśna to wcześniej wypłukać w zimnej wodzie). Dodać po 2 liście laurowe, po 3 kulki ziela angielskiego, po 2 ziarna jałowca i po 7 ziaren pieprzu. Wsypać  po 10 g borowików suszonych, podlać wodą i gotować przez 30 minut.
Kiełbasę i wędzonkę krotoszyńską pokroić w kostkę, wrzucić na patelnię (nie dodawać tłuszczu) i podsmażyć. W tym czasie obrać i pokroić w średnią kostkę cebule. Podsmażoną kiełbasę przełożyć ostrożnie do garnka z kapustą kiszoną, a na tłuszcz, który wytopił się kiełbasy wrzucić cebulę i podsmażyć do lekkiego zrumienienia. Połowę cebuli przełożyć do garnka z kapustą kiszoną, a połowę do garnka z kapustą białą. Mięso wrzucić na tę samą patelnię i podsmażyć do zrumienienia (jeśli decydujemy się na pieczenie to trzeba je wstawić do piekarnika wcześniej i piec bez przykrycia przez 30 minut w 180 - 200 stopniach – co jakiś czas przemieszać) i przełożyć do garnka ze świeżą kapustą. Obie kapusty gotować z mięsem przez kolejne 30 minut. Gdy biała kapusta będzie miękka połączyć ją z kapustą kiszoną. Wymieszać, wlać wino i gotować przez 10 minut bez przykrycia. Dodać powidła, przykryć i gotować na bardzo wolnym ogniu przez kolejne 40 minut, co jakiś czas mieszając. Trzeba pilnować, aby w garnku zawsze była niewielka ilość wody – w razie potrzeby dolewać.
Wyłączyć, dodać 1 łyżeczkę świeżo mielonego pieprzu (ewentualnie odrobinę rozmarynu i kminku), wymieszać i odstawić na noc na balkon (do lekkiego przemrożenia – latem to oczywiście nie jest możliwe, więc wtedy zostaje lodówka). Na drugi dzień gotować przez kolejne pół godziny. Pod koniec można dodać 2 sparzone, obrane i pozbawione pestek pomidory ale nie jest to konieczne – wszystko zależy od naszych upodobań. Spróbować i ewentualnie doprawić pieprzem. Soli powinno wystarczyć, bo kapusta kiszona sama w sobie już jest słona.
Bigos im częściej odgrzewany tym smaczniejszy... i przeważnie jest tak, że najlepszy jest wtedy, gdy zostaje go już niewiele. 


piątek, 14 grudnia 2012

Shoarma z sosem ziołowym

Kilka razy miałam okazję jeść shoarmę w restauracjach i zawsze mi smakowała. Robiłam do niej kilka podejść i nie mogłam dojść do właściwych proporcji przypraw, ale metodą prób i błędów osiągnęłam to, o co mi chodziło. W sumie nie wiem, czy tak powinna smakować prawdziwa shoarma, ale ile razy częstowałam nią znajomych tyle razy padała prośba o przepis. W warunkach domowych przygotowanie shoarmy takiej jak w restauracji nie jest możliwe, bo pewnie tylko nieliczni dysponują specjalnym obrotowym grillem ze szpikulcem, na który można nabić mięso. Poza tym raczej nikt z nas nie potrzebuje kilku kilogramów mięsa na obiad. Więc wersja z patelni musi wystarczyć.
Przepis pojawił się kilka lat temu na moim starym blogu i jak się okazuje był bardzo lubiany (znalazłam nawet kilka jego kopii w internecie). Zmieniłam go od tego czasu odrobinę – zrezygnowałam z granulowanego czosnku na rzecz kolendry i kardamonu. I moim zdaniem wychodzi jeszcze lepsza.
Jest to danie z gatunku pikantnych, więc jeśli ktoś woli łagodniejsze dania to może zrezygnować z pieprzu cayenne, ograniczyć kumin i imbir albo tą samą ilość przypraw dodać do podwójnej porcji mięsa.
Danie jest banalnie proste i szybkie do przygotowania, choć osobiście uważam, że zamarynowanie mięsa i odstawienie go na całą noc do lodówki sprawia, że mięso jest jeszcze smaczniejsze.
Można je urozmaicić porcją sera – po usmażeniu posypać serem i krótko zapiec (wystarczy patelnię przykryć pokrywą i ser się ładnie rozpuści)


Składniki na 2 porcje:
300 - 400 g mięsa wieprzowego albo piersi z kurczaka (ja wolę pierś, więc biorę dwa pojedyncze filety)
2 łyżki oleju sezamowego (ewentualnie słonecznikowego)
2 łyżki octu balsamicznego
1 pełna łyżeczka papryki słodkiej
1 pełna łyżeczka curry
¼ łyżeczki gałki muszkatołowej
¼ łyżeczki mielonego kuminu
¼ łyżeczki kardamonu
¼ łyżeczki kolendry
¼ łyżeczki imbiru w proszku
¼ łyżeczki pieprzu cayenne
sól (ale można z niej zrezygnować, bo przyprawy są aromatyczne)
szczypta białego pieprzu


Składniki na sos:
mały kubeczek jogurtu naturalnego (100-150 g)
duża łyżka majonezu albo i dwie
kleks pikantnego keczupu
pieprz
1 łyżka suszonych ulubionych ziół (bazylia, tymianek, koperek itp.) albo świeże drobno posiekane
(można też użyć gotowej mieszanki do sosu sałatkowego – ja czasem sięgam po sos "tysiąca wysp" Kotanyi)



Mięso pokroić na kawałki (np. w dużą kostkę albo w paseczki), wsypać przyprawy, wlać olej i ocet balsamiczny, wymieszać i odstawić do lodówki na co najmniej godzinę (a najlepiej na całą noc).
Mięso wyciągnąć z lodówki i obsmażyć na gorącej patelni, aż się pięknie zarumieni. Podlać niewielką ilością wody i smażyć, aż cała woda odparuje, a mięso będzie miękkie i oblepione przyprawami. Jeśli użyjemy wieprzowiny to czas smażenia powinien być trochę dłuższy niż w przypadku drobiu. Stopień zrumienienia zależy od indywidualnych upodobań. Ja nie podsmażam zbyt mocno, wtedy mięso nie robi się suche.

Wszystkie składniki sosu wymieszać.

Podawać z ulubionymi dodatkami. Można mięso zawinąć razem z warzywami w tortillę, albo włożyć do pity.  U mnie był ryż pełnoziarnisty gotowany z curry, które nadało mu nie tylko ładnego koloru, ale i bardzo fajnego smaku i surówka colesław. 


czwartek, 13 grudnia 2012

Barszcz wigilijny

Jedni wolą barszcz na zakwasie, inni bez... ja zdecydowanie zaliczam się do tych drugich, choć oczywiście taki na zakwasie też jadam i nie marudzę.
Dziś proponuję bardzo prostą wersję barszczu bezmięsnego, na wywarze grzybowo – warzywnym. Dla mnie to jeden z najlepszych barszczy, ale oczywiście nie będę dyskutować jeśli ktoś powie, że woli na zakwasie :-) Lubię go z uszkami, ale równie dobrze smakuje z pasztecikami czy krokietami.
Grzyby z wywaru wykorzystuję do przygotowania uszek, które potem są do barszczu jak znalazł.
Bardzo często wykorzystuję do gotowania barszczu grubo tarte buraczki, które sobie przygotowuję jesienią – to wygodne i dużo szybsze. 


Składniki na 6 – 8 porcji ( ok. 2,5 l czystego barszczu)

Wywar warzywny:
4 średnie marchewki
2 pietruszki
1 mały seler
kawałek pora
2 gałązki selera
½ pęczka zielonej pietruszki
1 gałązka lubczyku (fanką nie jestem, ale do barszczu mi pasuje)
2 liście laurowe
4 ziarnka ziela angielskiego
8 ziaren pierzu
1 ząbek czosnku (można dać 2 -3 ząbki, ale u mnie z tym oszczędnie, bo nie przepadam)
2 płaskie łyżeczki soli
2 litry wody

Wywar grzybowy:
50 g suszonych grzybów
1 liść laurowy
2 ziarna ziela angielskiego

2 duże buraki (około 800 g), albo słoiczek tartych na wiórki (takich jak TE)

Do smaku:
2 – 3 łyżki octu (daję 10%) albo soku z cytryny (ja wolę ocet)
2 łyżeczki cukru
świeżo mielony pieprz
odrobina majeranku


Warzywa obrać, opłukać, wlać 2,5 l zimnej wody, wsypać sól, dodać liście laurowe, ziele angielskie, pieprz w ziarnach. Całość gotować około godziny i uzupełniać wodę, jeśli zbyt mocno odparuje.
Grzyby zalać zimną wodą, wypłukać, odcedzić. Zalać ponownie wodą (około 600 -700 ml) i gotować godzinę. Buraki opłukać, zalać zimną wodą i również gotować przez godzinę. Buraki odcedzić, obrać i zetrzeć na tarce na grubych oczkach (ja wykorzystałam tarczę robota FP270 Kenwood).
Wywar warzywny przecedzić (byle nie do zlewu). Warzywa wyrzucić, bo po godzinie gotowania pozbawione są smaku. Wywar grzybowy również przecedzić (grzyby można wykorzystać np. do uszek, krokietów czy pasztecików).
Do wywaru warzywnego wrzucić starte buraki i wlać 2 łyżki octu. Gotować przez 10 minut i ponownie przecedzić (buraczki można wykorzystać jako dodatek do obiadu albo do sałatki).
Do wywaru warzywno – buraczanego wlać wywar grzybowy. Całość zagotować, doprawić do smaku cukrem, pieprzem (jeśli trzeba to również solą) i jeśli jest mało kwaśny to wlać jeszcze łyżkę octu.
Po ugotowaniu nie zagotowywać ponownie, a jedynie podgrzewać.
Przed podaniem wsypać odrobinę majeranku. 


poniedziałek, 10 grudnia 2012

Rozwiązanie konkursu z „Palmą z Murzynkiem”

Dziękuję wszystkim za udział w konkursie, za wszystkie nadesłane zdjęcia i przepisy, które niewątpliwie będą inspiracją do wielu fajnych wypieków.
Wybór łatwy nie był, ale decyzja zapadła i razem z Zielonookim wybraliśmy zwycięskie przepisy.


Nagrody: tortownice silikonowe ze szklanym dnem otrzymują:

Aneta Zywiec za ciasto pomarańczowo-czekoladowe

Anna Demiańczuk za szarlotkę tatrzańską

Katarzyna Plejnis za pierniczki puszyste

Monika Buzun za pasiasty torcik

Nagrodzone osoby proszę o przesłanie adresów do wysyłki (na terenie Polski) na adres: margarytka75@vp.pl , abym mogła je przesłać do sponsora, który wyśle nagrody. Na adresy czekam do środy, mam nadzieję, że je dostanę i nie będziemy musieli wybierać kolejnych osób.

I po raz kolejny nasunęła mi się refleksja, że niestety czytanie zasad konkursowych odbywa się "po łepkach". Jednym z warunków konkursu było wpisanie komentarza pod konkursową notką z uzasadnieniem, dlaczego wybór padł na to, a nie inne ciasto... I co? I powiem tylko tyle, że trzy ciasta musieliśmy zdyskwalifikować... i to jedno po drugim, bo co wybór to się okazywało, że uzasadnienia brak... a szkoda... ten kto nie napisał komentarza może mieć żal tylko do siebie. 

Sponsorem nagród w konkursie był producent "Palmy z Murzynkiem"

czwartek, 6 grudnia 2012

Kluchy na łachu

Co region to inna nazwa. Jedni nazywają je pyzami drożdżowymi, inni parowańcami, pampuchami, buchtami, paruchami, kluskami na parze, itp. U nas to kluchy na łachu... a dlaczego tak? Bo kiedyś gotowano je na kawałku płótna, które było rozciągnięte na garnku z wodą (i pewnie niejedna gospodyni gotuje je tak do dziś). I tak nazywał je mój dziadek, który sam przygotowywał takie buły w ilościach hurtowych, bowiem był niesamowitym łasuchem i uwielbiał je jadać również na deser, smarując dżemem.
U moich dziadków kluchy na łachu były podawane przeważnie do kaczki i do zrazów, czyli jadane były na wytrawnie. I pewnie dlatego i ja zdecydowanie bardziej lubię wersję wytrawną niż słodką. Jednak w towarzystwie sosu jagodowego również nimi nie gardzę...
Kluski przygotowane z tego przepisu wychodzą bardzo puszyste i smaczne, ale trzeba pozwolić im dobrze wyrosnąć, bo inaczej będą gumowate. A przecież nie chodzi o to, aby się narobić i nie osiągnąć zamierzonego efektu.
Ja do gotowania tych klusek wykorzystuję parowar, ale spokojnie można je przygotować przy użyciu garnka z wodą, lnianej ściereczki albo jeszcze lepiej pieluchy z tetry (wcześniej wygotowanej) i dużej miski, która garnek przykryje. Również garnki czy koszyki bambusowe do gotowania na parze sprawdzą się doskonale. 


Składniki na 8 dużych klusek

300 g mąki pszennej (używam tortowej typ 450)
15 g świeżych drożdży
100 -120 ml letniego mleka
1 łyżeczka cukru
¼ łyżeczki soli
2 łyżki roztopionego masła
1 duże jajko


Z drożdży, cukru i 2 łyżek mleka zrobić zaczyn, zostawić na 15 -20 minut do wyrośnięcia.
Mąkę przesiać do miski, dodać sól, jajko, letnie mleko i wyrośnięty zaczyn. Wyrobić jednolite, gładkie ciasto (jeśli mocno się lepi podsypać niewielką ilością mąki). Gdy ciasto zacznie odchodzić od ręki albo od haka (ja wyrabiam ciasto w robocie) wlać roztopione masło i wyrabiać do momentu, aż ciasto przestanie się błyszczeć.
Przykryć ściereczką i zostawić do wyrośnięcia na około 40 - 50 minut. Ciasto powinno podwoić swoją objętość. Wyrośnięte ciasto uformować w wałek i podzielić na 8 równych części. Z każdej części uformować bułeczkę i ułożyć na desce posypanej mąką (łączeniem do dołu). Przykryć ściereczką i zostawić na 20 - 30 minut do napuszenia. Układać kluski w parowarze (miski parowaru posmarować delikatnie oliwą), albo na ściereczce naciągniętej na garnek, zachowując między nimi odstęp. Parować pod przykryciem około 15 minut.
Podawać z sosem mięsnym, z  gulaszem, z roladami w sosie chlebowym albo na słodko – np. z sosem owocowym czy cynamonem, śmietanką, jogurtem, topionym masłem – jednym słowem z czym kto lubi. 




A tu w wersji pikantnej: 


środa, 5 grudnia 2012

Gulasz z szynki wieprzowej – najbardziej podstawowy

Kilka osób prosiło mnie o przepis na taki najbardziej podstawowy gulasz, bez dodatków. Większości z nas ta potrawa kojarzy się z Węgrami i w sumie słusznie, bo stamtąd pochodzi. Do gulaszu można w zasadzie użyć każdego mięsa, na jakie mamy ochotę. Osobiście najbardziej lubię gulasz z wołowiny, ale taki z mięsa od szynki też mi odpowiada. Wersję najprostszą, tylko z dodatkiem cebuli robię wtedy, gdy chcę go podać z kluchami na łachu, czyli popularnymi pyzami na parze, pampuchami, parowańcami – jak zwał tak zwał.
To najprostsza wersja, do której w zasadzie można dodać wszystko, na co ma się ochotę – paprykę, cukinię, marchewkę, groszek, por, kukurydzę, fasolkę, ogórka konserwowego, kiszonego, zioła. Ogranicza nas tylko nasza fantazja i smak.
Gulasz wychodzi najsmaczniejszy, gdy mięso zostanie wcześniej zamarynowane – ja to robię przeważnie wieczorem dnia poprzedniego i wstawiam do lodówki. Poza tym mięso trzeba dobrze obsmażyć - nie może być blade, bo wtedy sos nie będzie miał ani odpowiedniego smaku ani koloru. No i na koniec łyżeczka cukru albo miodu wzbogaca smak. 
Ja od pewnego czasu (dzięki Xymenie) zagęszczam sos mazeiną (skrobią kukurydzianką), która nadaje mu aksamitności. Ale można równie dobrze użyć zwykłej mąki pszennej.


Składniki na 4 porcje:

600 g mięsa od szynki
2 duże cebule
1 średni listek laurowy
2 ziarna ziela angielskiego
sól, pieprz, słodka czerwona papryka, chili
1 łyżeczka cukru
1 - 2 łyżki klarowanego masła/smalcu/oleju – do wyboru, choć moja babcia gulasz zawsze robiła na smalcu
1 czubata łyżeczka mazeiny albo mąki pszennej
opcjonalnie 2 łyżki śmietany albo mleka skondensowanego (ja nie daję)
opcjonalnie ulubione zioła (ja dodaję prowansalskie albo dalmatyńskie Kotanyi)



Mięso opłukać, pokroić w grubą (2 -3 cm) kostkę. Dodać 1 łyżeczkę soli (albo więcej jeśli ktoś lubi bardziej słone potrawy – ja solę mało), 1 płaską łyżeczkę mielonego pieprzu, 2 pełne łyżeczki słodkiej papryki, ¼ łyżeczki chili. Dobrze wymieszać i odstawić do lodówki na kilka godzin. Cebule obrać, pokroić w ćwierć plasterki.
Na głębokiej patelni albo w rondlu dobrze rozgrzać tłuszcz (musi być gorący), wrzucić zamarynowane mięso i na mocnym ogniu obsmażyć, aż do bardzo intensywnego zrumienienia (nie przypalenia). Dodać pokrojoną cebulę, liść laurowy, ziele angielskie i wszystko razem podsmażyć, aż cebula się ładnie zrumieni. Dodać jeszcze ½ łyżeczki soli,wlać 2 szklanki ciepłej wody i dusić około 60 minut na bardzo wolnym ogniu, a w międzyczasie sprawdzać czy woda zbytnio nie odparowała – w razie potrzeby uzupełnić.
Gdy mięso będzie miękkie spróbować i ewentualnie doprawić solą, pieprzem i ziołami (u mnie zawsze brakuje pieprzu). Na końcu dodać cukier i jeszcze 2 – 3 minuty pogotować.
Mąkę rozrobić w niewielkiej ilości zimnej wody (ja do dyżurnego słoiczka po koncentracie wlewam trochę wody, wsypuję mąkę, zakręcam i intensywnie roztrzepuję). Powoli wlać do sosu (nie wszystko od razu, aby nie był za gęsty), doprowadzić do wrzenia i ewentualnie wlać śmietanę. 
Podawać z ziemniakami, kaszą, kluskami, pyzami drożdżowymi... z czym kto chce. A do tego ulubiona surówka (ja zrobiłam surówkę z kapusty pekińskiej z kukurydzą), buraczki albo modra kapusta na gęsto.
Smacznego. 


sobota, 1 grudnia 2012

Waniliowe placuszki z jabłkami i konfiturą malinową

Dziś propozycja na pyszne śniadanie albo ciepłą kolację. Placuszki są lekkie, puszyste, szybkie do przygotowania, pachną wanilią i doskonale smakują z konfiturą malinową. Równie smaczne jak placuszki z ricottą.
Dawno już ich nie robiłam, ale do dziś pamiętam babciną kuchnię i ogromną cygańską patelnię, na której takie placuszki były smażone, wtedy cały dom pachniał obłędnie. Mimo, że było to około 30 lat temu i wanilia w laskach była dobrem luksusowym, to u babci była ona prawie zawsze (przyjaciółka babci mieszkająca w Hanowerze dbała o zapasy). I ten zapach jest jednym z najpiękniejszych wspomnień mojego dzieciństwa... podobnie jak jabłka pachnące cynamonem, które babcia przygotowywała dla nas w dochówce.
No dobra, ale miał być przepis na placuszki, a nie dziecięce wspomnienia.


Składniki na 4 porcje czyli na 16 placuszków

2 duże jajka (albo 3 mniejsze)
1,5 szklanki mąki
1 łyżeczka pasty waniliowej albo 2 łyżeczki cukru z prawdziwą wanilią (np. Kotanyi albo domowego)
1 szklanka kefiru albo mleka (ja wolę mleko)
½ łyżeczki proszku do pieczenia albo ¼ łyżeczki sody
2 średniej wielkości jabłka, które nie ciemnieją
szczypta soli

masło klarowane albo olej do smażenia
waniliowy cukier puder do posypania
konfitura malinowa do podania

Mąkę przesiać razem z proszkiem do pieczenia. Jajka umyć i wbić do miski. Roztrzepać ze szczyptą soli, dodać kefir albo mleko, pastę waniliową albo cukier z wanilią i wymieszać. Wsypać mąkę przesianą z proszkiem do pieczenia i dokładnie wymieszać (używam rózgi). Jabłka obrać, zetrzeć na tarce o grubych oczkach, dodać do masy i delikatnie połączyć. Masa powinna być dosyć gęsta, więc jeśli jest lejąca dołożyć 1 – 2 łyżki mąki.

Na patelni rozgrzać niewielką ilość masła albo oleju (ja smażyłam na patelni ceramicznej, więc tylko ją posmarowałam masłem). Nakładać niewielkie porcje masy na rozgrzaną patelnię i smażyć na rumiano. Po usmażeniu przełożyć na papierowy ręcznik, aby odsączyć z nadmiaru tłuszczu. Ułożyć na talerzu, posypać cukrem pudrem i podawać z konfiturą. 




piątek, 30 listopada 2012

Murzynek malinowy

Ostatnio mam fazę na pieczenie murzynków.  I w zasadzie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdybym ja je jadła. Ale nie, co to to nie, ja po prostu uwielbiam je piec, bo zapach rozchodzący się po domu działa na mnie bardzo pozytywnie.
Murzynka uszczknęłam, aby przekonać się jak smakuje... no i jest całkiem całkiem. Ci, którzy go jedli (zabrałam go do pracy) mówili, że pyszny... pozostaje mi wierzyć, skoro czekają na przepis... Więc ten przepis dedykuję dziś Monice, która chciała przepis dla blondynek ;-)
Ten przepis powstał na bazie starego przepisu na murzynek, a malinowa nuta cudownie się w niego wpasowała. Po murzynku z jabłkami wiedziałam, że będę kombinować dalej.  I na tym z pewnością nie koniec.


Składniki na tortownicę o średnicy 23 cm albo na keksówkę 12 x 26 cm (mierzone na górze foremki).

125 g masła
1 szklanka cukru trzcinowego (można dać zwykły)
1 szklanka mleka (ja daję 2%)
1 łyżeczka dobrej przyprawy do piernika (u mnie Kotanyi)
4 łyżki konfitury malinowej (użyłam domowej, którą zrobiłam latem)
1 czubata łyżka dobrego ciemnego kakao

1 duże jajko
2 i ¼ szklanki mąki pszennej tortowej
1 czubata łyżeczka sody oczyszczonej

1,5 szklanki mrożonych malin

cukier puder do posypania ciasta
masło do wysmarowania formy
kakao do oprószenia formy

*Używam szklanki o pojemności 250 ml

Mąkę przesiać do miski i wymieszać z sodą oczyszczoną.
Do garnka włożyć masło (margarynę), wlać mleko, wsypać cukier, przyprawę do piernika, kakao i dodać konfiturę malinową. Całość zagotować i odstawić do wystygnięcia. Gdy masa będzie wystudzona (może być letnia) wbić jajko i energicznie wymieszać łyżką. Wsypać przesianą wcześniej mąkę i wymieszać do dobrego połączenia składników. Na końcu dodać zamrożone maliny i delikatnie połączyć z masą.
Foremkę do pieczenia posmarować masłem i oprószyć kakao (użyłam silikonowej, więc tylko posmarowałam masłem).
Ciasto przelać do foremki i wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni (u mnie 170 stopni - termoobieg z dolną grzałką) i piec około 50 - 60 minut, do tzw. suchego patyczka.
Wyciągnąć, zostawić do wystygnięcia i posypać cukrem pudrem, albo polać czekoladą czy lukrem.



środa, 28 listopada 2012

Konkurs z Palmą z Murzynkiem

Od lat piekę głównie na maśle, choć nie ukrywam, że zdarzało mi się używać jednej z popularnych na rynku margaryn do pieczenia... Gdy zostałam zaproszona do testów Palmy z Murzynkiem, nie od razu się zgodziłam... Ale pomyślałam, że raz kozie śmierć – mam okazję przetestować margarynę, która jest na rynku od 40 lat. Z samej notatki prasowej dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy również o firmie, która Palmę z Murzynkiem produkuje. Zakłady Tłuszczowe Bielmar produkują margarynę (i nie tylko margarynę) od ponad 40 lat i są przedsiębiorstwem, którego właścicielami są pracownicy, dostawcy rzepaku, dystrybutorzy produktów, emeryci i spadkobiercy. I chyba pod tym względem jest ewenementem na polskim rynku.
Zakłady produkują kilka rodzajów margaryn, ale chyba najbardziej znaną i popularną jest Palma z Murzynkiem, która zalicza się do margaryn pełnotłustych i od 40 lat jest produkowana według tej samej receptury. Zawiera dodatek oleju palmowego, którego trwałość i odporność na wysokie temperatury decyduje o przydatności margaryny do pieczenia i smażenia.
Palma z Murzynkiem zawiera 80 % tłuszczu, olej palmowy, ukwaszone mleko, witaminy A, D3 i naturalną witaminę E. Jest rekomendowana przez producenta do pieczenia i smażenia, ale również do polew i kremów.
Palma z Murzynkiem podobnie jak wszystkie inne margaryny kulinarne Bielmaru nie zawiera substancji konserwujących, a dzięki reżimowi higienicznemu produkcji i stałej kontroli jakości margaryny mają 90 dniowy termin przydatności do spożycia. Jednak wymaganym warunkiem zachowania świeżości jest stałe przechowywanie margaryny w odpowiednio niskiej temperaturze.
Po wypowiedziach na FB wiem, że sporo z Was używa Palmy z Murzynkiem regularnie. Ja miałam okazję użyć jej na razie dwukrotnie – do przygotowania sernika z brzoskwiniami i do dzisiejszego murzynka z malinami. W obu przypadkach sprawdziła się znakomicie.


Razem z Palmą z Murzynkiem i ZT Bielmar, które są sponsorem konkursu chcę Was zaprosić do konkursu, w którym do wygrania są 4 silikonowe tortownice ze szklanym dnem. Jako, że mój blog jest blogiem kulinarnym to nie będzie rymowanek, wierszyków, prozy... będzie działanie, a dokładniej mówiąc pieczenie.

Zasady konkursu:

1. Aby wziąć udział w konkursie należy przygotować ciasto, które kojarzy się Wam z Bożym Narodzeniem. Jedna osoba może przygotować 2 ciasta. Jeśli to możliwe, tłuszczem użytym do wypieku niech będzie Palma z Murzynkiem.
Pod tą notką należy wpisać jakie ciasto zostało przez Was wybrane i krótko uzasadnić ten wybór. Oczywiście komentarz należy podpisać - anonimowe wpisy nie będę brane pod uwagę.
2. Następnie trzeba zrobić zdjęcie. Na zdjęciu musi znaleźć się karteczka z napisem „Palma z Murzynkiem u Margarytki”. Napis nie może być zrobiony w programie graficznym, a karteczka ma na celu ochronę przed nieuczciwymi graczami.
3. Jedno zdjęcie ciasta (w oryginalnym formacie - nie zmniejszać) razem z przepisem należy przesłać na adres: margarytka75@vp.pl
Wszystkie zdjęcia zostaną umieszczone w konkursowym albumie na Facebooku. Nie trzeba zakładać profilu na FB, nie trzeba lubić mojego profilu (choć oczywiście będzie mi miło) – album będzie ułatwieniem dla mnie, bo pozwoli zebrać wszystkie zdjęcia w jednym miejscu. W mailu oprócz zdjęcia i przepisu, powinno znaleźć się imię i nazwisko oraz nick osoby przygotowującej ciasto – tak, abym nie musiała się domyślać, kto jest autorem.
4. Konkurs trwa od 28 listopada 2012 roku do 8 grudnia 2012 (zdjęcia można przesyłać do północy).
5. Do 10 grudnia 2012 roku wybierzemy osoby, które otrzymają nagrody – ocena będzie jak zawsze subiektywna, bo gusta mamy różne i każdy z nas kieruje się czymś innym przy takim wyborze. Do 12 grudnia będę czekała na dane adresowe nagrodzonych osób, abym mogła przekazać je sponsorowi, który wyśle nagrody.
6. Nagrody w konkursie są 4 – są to silikonowe tortownice ze szklanym dnem (23 cm średnicy).


7. W konkursie mogą wziąć udział wszystkie osoby (również mieszkające za granicą), ale adres do wysyłki nagrody musi być na terenie Polski


Wpis sponsorowany, zdjęcia będące materiałem prasowym są udostępnione za zgodą agencji. 

niedziela, 25 listopada 2012

Kurabiedes

Kurabiedes to greckie ciasteczka migdałowe, przygotowywane na Boże Narodzenie i Nowy Rok. Obłędnie pachnące i obłędnie pyszne. Upiekliśmy je z Zielonookim wczoraj - ja zrobiłam bazę, Zielonooki kropił wodą różaną (nie żałował) i posypywał cukrem pudrem... i już w trakcie tego posypywania ciasteczka znikały, bo takie jeszcze lekko ciepłe smakują cudownie.
Przepis pochodzi ze strony Polska Gotuje, a autorem jest Teo Vafidis. Ja zmniejszyłam porcję do ¼, bowiem nie miałam zamiaru piec dla pułku wojska... ale ciasteczka są tak smaczne, że spokojnie można zrobić z kilograma mąki i nie będzie ich za dużo.
Woda różana w przypadku tych ciasteczek czyni prawdziwe cuda – są po prostu niesamowicie aromatyczne i pyszne. Można zrobić bez niej, ale to już nie to samo, nie ten smak i nie ten aromat.
Z ciastem pracuje się dosyć ciężko, bo jest bardzo kruche, ale naprawdę warto.
Nie mam zdjęć ciasteczek w trakcie pieczenia, bo działo się to bardzo szybko – następnym razem jednak popstrykam i uzupełnię :-) 


Składniki na około 80 ciasteczek różnej wielkości:

500 g mąki pszennej (użyłam tortowej)
125 g posiekanych migdałów (użyłam płatków migdałowych pokruszonych w blenderze)
250 g masła
1 żółtko
50 g cukru pudru
1 łyżka cukru waniliowego (dałam domowy)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
50 ml koniaku

Dodatkowo:
50 ml wody różanej
50 - 80 g cukru pudru


Masło utrzeć na puszystą masę (użyłam robota FP 270 Kenwood) i ciągle ucierając dodać cukier puder, żółtko, cukier waniliowy i koniak.
Mąkę przesiać, wymieszać z posiekanymi migdałami i proszkiem do pieczenia. Mąkę połączyć z utartą masą maślaną. Dobrze wyrobić, aby uzyskać w miarę jednolitą konsystencję. Ciasto podzielić na 2 – 3 części. Każdą część rozwałkować - nie jest to takie proste, z ciastem pracuje się ciężko, więc dobrze jest wałkować je przez folię. Wyciąć ciasteczka w dowolnym kształcie, ułożyć na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia zachowując niewielkie odstępy (ciasteczka nie rosną zbyt mocno)
Piekarnik nagrzać do 160 stopni (u mnie termoobieg), wstawić blaszkę i piec około 15 -20 minut. Od razu po upieczeniu (jeszcze gorące) spryskać wodą różaną i obficie posypać cukrem pudrem.


Z tej porcji wyszły mi 3 blaszki ciasteczek.

Rozwiązanie konkursu urodzinowego

Nadszedł czas na ogłoszenie wyników konkursu urodzinowego. Ilość zgłoszeń przeszła moje najśmielsze oczekiwania, bo przecież to nie tylko odpowiedź na pytanie, ale całe danie, do przygotowania którego potrzeba czasu i zaangażowania. Ze 124 smakowitych propozycji musiałam wybrać trzy... nie lada to wyzwanie, bo najchętniej nagrodziłabym wszystkich. Wybór jest oczywiście bardzo subiektywny, bo inaczej być nie może. Obiektywnie wybrać się nie da – nawet gdyby robiła to osoba postronna, to wybrałaby subiektywnie – to, co lubi czy to, co się podoba.
Dziękuję Wam wszystkim za udział w zabawie, bo tak naprawdę to nie tylko rywalizacja, ale zabawa i pyszne dania dla rodziny – więc w sumie wygrywają wszyscy :-)

A teraz czas na krótką listę nagrodzonych upominkami:

I nagrodę: 
tacę ceramiczną Delimano + zestaw przypraw Kotanyi otrzymuje

 Monika Banas


II nagrodę: 
blender Braun + zestaw przypraw Kotanyi otrzymuje

 Joanna Sikora


III nagrodę: 
książkę Zofii Nasierowskiej i Janusza Majewskiego pt. „Fotografia smaku czyli 24 obiady dla tych, którzy lubią i nie lubią przyjmować gości”  + zestaw przypraw Kotanyi otrzymuje

Kasia Młynarska



Serdecznie gratuluję i zgodnie z zasadami konkursu proszę o przesłanie adresu do wysyłki nagrody (tylko na terenie Polski) na adres: margarytka75@vp.pl 
Ze względu na to, że pojawiały się próby podszycia się pod osobę nagrodzoną proszę o wysłanie adresu z tego samego adresu e-mail, z którego wysyłane były zdjęcia konkursowe.
Na adresy czekam do wtorku.

A wszystkich serdecznie zapraszam do kolejnej zabawy, która rozpocznie się w najbliższym tygodniu.

piątek, 23 listopada 2012

Sernik cynamonowy z brzoskwiniami

Ten sernik powstał przez przypadek, choć podobno w życiu przypadków nie ma... więc widocznie po prostu tak miało być... To, że brzoskwinie z cynamonem smakują świetnie wiedziałam nie od dziś, a że w zamrażarce miałam zagniecione kruche ciasto cynamonowe (miało być do pewnej tarty, która też kiedyś pewnie powstanie) to uznałam, że połączę wszystko razem i stworzę sernik. Wyszedł smaczny, niezbyt słodki, zwarty, taki jak lubię najbardziej. Na dole zrobił się maleńki zakalec, ale to zdecydowanie moja wina, bo nie odsączyłam zbyt dobrze brzoskwiń (jak się człowiek spieszy to potem tak wychodzi)
Do sernika użyłam zwykłego twarogu z lokalnej mleczarni, który zmieliłam dwa razy przez maszynkę.  Sernik w trakcie pieczenia lekko urósł, a potem bardzo równo opadł. Niestety nie wiem jak to naprawdę z tymi sernikami jest, że raz wychodzą równe jak stół, innym razem lekko się zapadają i tworzą rant. Ale w sumie nie idą na wystawę i najważniejsze, że są pyszne. 


Składniki na tortownicę o średnicy 24 -25 cm:

Ciasto:
200 g mąki pszennej tortowej
100 g zimnego masła
70 g cukru pudru
2 żółtka
2 -3 łyżki bardzo zimnej wody (wzięłam mineralną niegazowaną z lodówki)
2 płaskie łyżeczki cynamonu

Masa serowa:
1 kg twarogu dwukrotnie zmielonego (użyłam normalnego twarogu, nie z wiaderka)
6 dużych jajek (używam jaj 70 -75 g)
1 szklanka cukru (można dać trochę więcej jeśli ktoś lubi słodkie ciasta)
2 łyżeczki cukru waniliowego (dałam cukier waniliowy domowej roboty)
1,5 -2 łyżeczki cynamonu
100 g roztopionego masła albo margaryny
1 budyń waniliowy (zwykły, taki na 500 ml mleka) albo 2 czubate łyżki skrobi ziemniaczanej

1 puszka brzoskwiń
cukier puder do posypania ciasta

Mąkę przesiać, dodać pokrojone w kostkę masło i posiekać nożem (ja wrzuciłam do robota ), dodać cukier puder, cynamon i żółtka, zimną wodę i szybko zagnieść gładkie ciasto. Zawinąć je w folię spożywczą i włożyć na godzinę do lodówki.
Tortownicę o średnicy 24-25 cm posmarować masłem i posypać mąką. Schłodzone ciasto rozwałkować, delikatnie przenieść do formy i całość nakłuć dosyć gęsto widelcem. Można obciążyć za pomocą ziaren fasoli czy kulek ceramicznych do pieczenia (zawsze najpierw włożyć na ciasto pergamin, a dopiero potem fasolę albo kulki).
Wstawić do piekarnika nagrzanego do 200 stopni (góra – dół) i piec 15 minut – ciasto powinno się tylko delikatnie zrumienić. Ciasto zostawić do wystudzenia.

Brzoskwinie pokroić na ósemki i dobrze odsączyć.

Jajka wbić do miski, dodać cukier, cukier waniliowy. Ubijać przez około 2 -3 minuty, aby cukier się rozpuścił (masa nie powinna się za mocno napowietrzyć). Wsypać suchy budyń i cynamon, wlać przestudzone masło i krótko zmiksować – do połączenia składników. Dodać połowę zmielonego twarogu, zmiksować. Dołożyć resztę twarogu i zmiksować do dobrego połączenia składników – dosłownie przez chwilę.

Na ostudzone ciasto wyłożyć pokrojone brzoskwinie i bardzo ostrożnie wlać masę serową, aby brzoskwinie zostały na dnie.
Piekarnik nagrzać do 175 stopni (góra - dół), wstawić sernik i piec 20 minut, następnie zmniejszyć temperaturę do 150 stopni i piec jeszcze przez 60 minut. Wyłączyć piekarnik, uchylić drzwiczki i zostawić na godzinę do przestygnięcia (sernik lekko mi urósł, ale bardzo równo opadł). Wyciągnąć z piekarnika i zostawić do całkowitego wystygnięcia, najlepiej na kilka godzin (u mnie stygł całą noc, bo piekłam późnym wieczorem). Po całkowitym ostygnięciu posypać cukrem pudrem. 




poniedziałek, 19 listopada 2012

Paszteciki drożdżowe z mięsem i kapustą kiszoną

W piątek ugotowałam cały gar rosołu drobiowego, a że dałam do niego sporo mięsa to trzeba było je jakoś zagospodarować. No i padło na paszteciki. Przypomniałam sobie, że mam w zamrażarce jeszcze trochę kapusty z grzybami, która została mi po przygotowaniu krokietów. Wymieszałam i wyszedł pyszny farsz.
Przepis na ciasto dostałam już dawno od mojej bratowej, a wykorzystałam już przy okazji pieczonych pierogów. Z tym ciastem bardzo dobrze się pracuje, nie trzeba czekać aż wyrośnie, a przy tym dobrze i łatwo się wyrabia.
Ja paszteciki kroję w poprzek, ale można je zrobić w formie rogalików, prostokącików, rurek – jednym słowem jak kto chce. 
Wcześniej proponowałam Wam paszteciki z kruchego ciasta, na które przepis znajdziecie TUTAJ


Składniki na 20 – 24 dosyć spore paszteciki:

Ciasto:
30 g świeżych drożdży

¼ - ½ szklanki* mleka (ilość mleka zależy od wilgotności mąki)
1 łyżka cukru
500 g mąki pszennej (użyłam tortowej)
100 g miękkiego masła
2 jajka
1 czubata łyżeczka soli
1 łyżka ulubionych suszonych ziół (ja dałam zioła dalmatyńskie Kotanyi)

Farsz:
360 g mięsa z rosołu (waga samego mięsa, bez kości)
300 g warzyw z rosołu (u mnie 1 pietruszka, ½ selera i 3 marchewki)
250 -300 g kapusty kiszonej
garść suszonych grzybów
½ listka laurowego
2 ziarna ziela angielskiego
1 duża cebula
1 łyżka oleju do smażenia
1 łyżka bułki tartej
½ łyżeczki pieprzu
¼ łyżeczki chili (można dać więcej jeśli ma być bardzo ostro)
sól do smaku (ja nie dałam, bo kapusta była dosyć słona)

do posypania: sezam, czarnuszka, siemię lniane, kminek (ja część posypałam czarnuszką, a część zostawiłam bez niczego)

*używam szklanki o pojemności 250 ml


Farsz:
Kapustę włożyć do garnka, dodać suszone grzyby, liść laurowy, ziele angielskie, podlać wodą i gotować 60 minut, woda powinna całkowicie odparować. Ostudzić, wyrzucić liść laurowy i ziarenka ziela, a następnie zemleć przez maszynkę albo w malakserze (ja wykorzystałam robot FP270 Kenwood) - razem z mięsem i warzywami z rosołu.
Cebulę obrać, pokroić w bardzo drobną kostkę, podsmażyć na oleju do lekkiego zrumienienia. Dodać zmieloną kapustę z grzybami i mięso i wszystko razem lekko przesmażyć. Ostudzić. Dodać bułkę tartą, pieprz, chili i ewentualnie sól. Wszystko wymieszać i spróbować, czy farsz nie jest jałowy, ewentualnie doprawić jeszcze niewielką ilością pieprzu czy soli.

Ciasto:
Zrobić zaczyn: drożdże rozpuścić w ciepłym mleku z 1 łyżką cukru. Odstawić na 15 minut w ciepłe miejsce, aby „ruszył”.
Mąkę przesiać. Masło posiekać z mąką. Dodać jajka, sól, zioła i wyrośnięty zaczyn. Zagnieść elastyczne ciasto (wystarczy na to 5 minut). Ciasto podzielić na 2 części, każdą rozwałkować na podłużny placek o grubości 0,5 cm. Na każdy placek wyłożyć połowę farszu – mniej więcej 4 cm od brzegu, lekko rozsmarować – warstwa farszu powinna być dosyć gruba. Zwinąć w rulon, lekko spłaszczyć. Każdy rulon pokroić ukośnie na 10 – 12 pasztecików (można zrobić więcej mniejszych pasztecików, rozwałkować na węższe ale dłuższe placki)
Ułożyć na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia albo posmarowanej masłem (ja użyłam tacy ceramicznej do pieczenia, która nie wymaga smarowania). Zostawić na 10 – 15 minut do lekkiego podrośnięcia. Posmarować rozkłóconym jajkiem i posypać np. czarnuszką, sezamem, kminkiem, siemieniem lnianym.
Piekarnik nagrzać do 175 -190 stopni - (u mnie termoobieg – 175 stopni). Paszteciki wstawić do gorącego piekarnika i piec 15 – 20 minut (kontrolować przypieczenie).
Po upieczeniu przełożyć na kratkę i zostawić do wystygnięcia.

Ja połowę swoich pasztecików zamroziłam i tym samym nie mam już ani odrobiny miejsca w zamrażarce... czas zacząć ją opróżniać :-))


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...